poniedziałek, 21 grudnia 2020

Dash i Lily - czyli o magii świąt

           Ostatnio obejrzałam uroczy netflixowy serial na święta "Dash i Lily". Dlatego chciałam napisać przedświąteczny post dotyczący właśnie historii tej dwójki nastolatków.

         Uwielbiamy świąteczne komedie romantyczne. Świat jest w nich taki wesoły, kolorowy, uroczy. Pada śnieg. Wszyscy chodzą ładnie ubrani i radośni. Kolędnicy śpiewają na ulicach. I chociaż kilka dni przed świętami wszystko się psuje, w Wigilię nagle wszystko magicznie się naprawia. Po prostu magia świąt. Uwielbiamy takie filmy, bo tak daleko im do rzeczywistości. Ale przynajmniej możemy marzyć, że kiedyś taka rzeczywistość też nas czeka.

        "Dash i Lily" zapowiadali się dokładnie na taki świąteczny serial. Zaczyna się uroczo. Ekscentryczna, ale samotna Lily postanawia zmienić swoje życie i zostawia w swojej ulubionej księgarni czerwony notatnik z wyzwaniem dla tego, który odważyłby się go wziąć. Na pułapkę nabiera się nieco cyniczny samotnik Dash. W ten sposób nawiązują relację, poznają się coraz lepiej, a jednocześnie zmuszają się do nowych wyzwań i do wyjścia poza swoją strefę komfortu. Mimo że nigdy nie widzieli się na oczy, zaczynają powoli się w sobie zakochiwać. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekają na moment, aż w końcu się spotkają i wyniknie z tego wielka miłość, ale tak się nie dzieje.

        Dash spotyka swoją byłą, o czym dowiaduje się Lily. Wpada w złość i pierwszy raz w życiu się upija, co skutkuje pocałunkiem z ledwo znanym kolegą Edgarem. Dash widzi to i jest rozczarowany.  Sytuacji nie poprawia fakt, że rodzice Lily zadecydowali o przeprowadzce na Fidżi i dziewczyna musi porzucić cały swój świat za tydzień.

        W całą tę wcześniejszą magię świąt wdarło się prawdziwe życie. Dash i Lily okazali się prawdziwymi ludźmi, nie tak idealnymi, jak w ich wyobrażeniach, co skutkowało jedynie rozczarowaniem. Dash odtrącił wszystkich i został sam jak palec, a Lily straciła wiarę w święta. Tak właśnie wyglądało ich Boże Narodzenie.

        Na szczęście nie mogło zabraknąć upragnionego szczęśliwego zakończenia. W Sylwestra Dash i Lily spotkali się znowu i dali sobie drugą szansę. Dziadek postanowił zaopiekować się dziewczyną i mogła pozostać w Nowym Yorku. Bo jak to w święta, wszyscy potrzebujemy szczęśliwych i trochę ckliwych zakończeń.

        Jednak to, co jest ważne w tym serialu, to właśnie te nieudane święta. Wciąż stawiamy sobie i innym ogromne wymagania. Święta mają być idealne. Choinka ma być żywa i pięknie ozdobiona. Pierogi mają być smaczne i nieprzypalone. Obrus ma być biały, a opłatek musi być połamany równo. Prezenty muszą być wymarzone. A kolacja ma wyglądać jak z reklamy Coca-Coli. Ale prawda jest taka, że święta nie zawsze są idealne. Czasem wszystko się sypie. Mamy prawo być smutni. Mamy prawo nie mieć idealnych świąt. Bo one nie mogą być idealne. Sekretem wszystkich świąt jest miłość. Jeśli ją mamy, to będą szczęśliwe święta. Jeśli nie, nic straconego. Czasem magia świąt trochę się opóźnia. Jednak zawsze trzeba wierzyć.

Życzę wam wesołych świąt pełnych miłości!

  Dash i Lily (Serial TV 2020- ) - Filmweb 

I przesyłam też piosenkę z tego serialu.

https://www.youtube.com/watch?v=3NH-ctddY9o 

niedziela, 13 grudnia 2020

W każdym z nas drzemie królowa

         Ostatnio obejrzałam ponownie dwie animacje Disneya: "Kraina Lodu" i "Kraina Lodu 2". Obie uważam za majstersztyk. Świetnie się ze sobą łączą. Niosą ze sobą wiele nietypowych wartości i mądrości, a przede wszystkim zachwycają genialną animacją i przepiękną muzyką. Tym jednak, na czym chciałabym się skupić w tym poście, jest jedna z bohaterek - Anna.

        Anna wydaje się mało imponującą księżniczką. Szczególnie na tle Elsy wypada słabo. Ona ma moc. Jest piękna, poważna i przechodzi trudną wewnętrzną walkę. Anna mimo swoich osiemnastu lat to wciąż dziewczynka, która marzy o miłości jak z bajki, przyjęciach i otwartych bramach pałacu. Rudowłosa, niepoważna, impulsywna i naiwna. Tak w skrócie można by ją opisać. A jednak to dzięki niej w Arendelle znów panuje lato. Już w pierwszej części Anna łamie wszystkie stereotypy disneyowskich księżniczek. Oczywiście, na początku zakochuje się bez pamięci w przystojnym Hansie i niemal od razu chce go poślubić. Kiedy Hans okazuje się oszustem, zaczyna rozumieć, że tak naprawdę czuje coś do Kristoffa. Czy to jednak jest miłość? To kolejny mężczyzna, którego zna zaledwie jeden dzień. 

        I właśnie w tym momencie Anna nas zaskakuje. W kulminacyjnym momencie filmu ma wybór. Może biec do Kristoffa i liczyć, że jego pocałunek odczaruje urok, a może uratować swoją siostrę. Wybiera to drugie, co kosztuje ją życie. Anna pokazuje, że miłość to nie tylko odnalezienie swojego księcia z bajki i życie z nim długo i szczęśliwie. Miłość to coś więcej. Na co dzień nie uświadamiamy sobie, jak wielką moc ma miłość do naszych rodziców, rodzeństwa, przyjaciół.

        W drugiej części "Krainy Lodu" Anna, choć jest już mądrzejsza, wciąż pozostaje tą samą uroczą i impulsywną dziewczyną. Wciąż spotyka się z Kristoffem, choć nie są nawet zaręczeni. A minęły już trzy lata od wydarzeń z pierwszej części. Znów jednak pokazana jest jako wesoła, uczuciowa księżniczka bez żadnych trosk, śpiewająca wesołe piosenki z bałwanem Olafem i grająca po nocach w kalambury. To Elsa znów jest tą, która musi sprawować obowiązki królowej, która odpowiada za innych, a na dodatek musi zmagać się z jakimś wołaniem.

        Przez cały niemal film Elsa jest tą, która nie zważając na nikogo, podąża za głosem rzeki i zamierza przejść tę drogę sama. Anna biega za nią niemal jak irytujący szczeniak, próbując ją chronić, tym samym nieustannie narażając siebie na niebezpieczeństwo. Gdy siostry się rozdzielają, Elsa zamarza, zaś Anna zostaje sama w jaskini. Jest załamana. Wie, że straciła siostrę i przyjaciela. Na dodatek uświadamia sobie, że musi poświęcić swoje królestwo, aby naprawić dawne krzywdy. Pogrąża się w rozpaczy. I pewnie mogłaby już tak zostać. Ilu z nas nie siedzi teraz w czarnym dole? Nie mamy siły wstać, wiemy, że nie czeka nas już nic dobrego. Więc trwamy tam, czekając... no właśnie, na co? Na śmierć? Na jakiś cud? Na to aż po prostu znikniemy?

        Anna podniosła się. Mimo bólu i rozpaczy wstała, ruszyła krok po kroku i wyszła z jaskini. A potem zaczęła działać. Ponownie uratowała Elsę i naprawiła krzywdy wyrządzone przez swojego dziadka. Mimo że to Elsa okazała się piątym żywiołem, że okiełznała żywioły ognia i wody, że uratowała Arendelle, to Anna jest prawdziwą bohaterką. Odłożyła swój ból i emocje na bok, żeby zrobić to, co zrobić musiała.

        Elsa nie należała do końca do świata ludzi. Została w zaklętej puszczy, gdzie było jej miejsce. Zaś Anna została koronowana na królową Arendelle i chyba nie mogli znaleźć lepszej osoby. Tak, na pewno wciąż wiele musiała się nauczyć, ale była kochająca, ciepła i sprawiedliwa, tak jak wcześniej jej ojciec.

        W każdym z nas drzemie taka królowa. Czy ktoś, oglądając pierwszą część, mógłby przypuszczać, że Anna to materiał na władczynię? Bo ja na pewno nie. Ona sama pewnie też o tym nie wiedziała. Często okoliczności zmuszają nas do wyjścia ze swojej strefy komfortu i zrobienia czegoś, co wydaje nam się niemożliwe. Przy pokonywaniu przeciwności, odkrywamy w sobie siłę i odwagę, o których dotąd nie mieliśmy pojęcia. W Tobie również drzemie królowa. Czy masz odwagę ją obudzić?

 

 Anna | Kraina lodu Wiki | Fandom 

 

A na koniec jeszcze link do piosenki śpiewanej przez Annę w tamtym momencie. To jedna z najpiękniejszych i nabardziej wzruszających piosenek w obu częściach.

 https://www.youtube.com/watch?v=Xc31KWF94b0

niedziela, 6 grudnia 2020

Nie jesteś sam

         Depresja, zaniżone poczucie własnej wartości albo jego brak, poczucie winy, zagubienie, brak sensu w życiu, kryzys tożsamości... skądś to znasz? Bo ja znam i to bardzo dobrze. Znam pytania, na które nie ma odpowiedzi i poczucie, że nic dobrego już mnie nie czeka.

        Ludzie nie lubią czuć się źle. Chowamy swój smutek i lęk za maską sukcesu i uśmiechu. Udajemy, że wszystko jest w porządku. Chcemy chronić świat przed nami i siebie przed światem. Czy to jednak do czegokolwiek prowadzi?

        Czego się boisz? Tego, że zostaniesz sam? Że okaże się, że tak naprawdę nie ma wokół Ciebie nikogo? Że Twoje lęki i zmagania są ważniejsze niż Ty? A gdybym Ci powiedziała, że dokładnie tak samo jak Ty, czuje się miliony osób na świecie?

        Często mamy poczucie naszej wyjątkowości. Nikt nas nie rozumie. To, co czujemy, jest jedyne w swoim rodzaju. Jesteśmy niczym Konrad z III części Dziadów: odosobnieni, wyjątkowi. Cierpimy i nikt nigdy takiego cierpienia nie doświadczył. Cóż, takie myślenie może nas doprowadzić tylko do jednego - do samotności. 

        Nie jesteś sam. To, co czujesz, odczuwa właśnie tysiące osób obok Ciebie. Oczywiście, żadna sytuacja nie jest identyczna. Każdy nosi swój własny, wyjątkowy ciężar, to prawda, ale to nie znaczy, że nikt nie jest w stanie go zrozumieć. Zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię wysłucha, zrozumie i zaakceptuje takiego, jakim jesteś. Bo nie jesteś sam. Jesteś ważniejszy niż Twój smutek, Twoja bezradność i Twoja depresja.

 

Przesyłam też piosenkę z wyjątkowego musicalu "Dear Evan Hansen". Zachęcam do wysłuchania 💓

https://www.youtube.com/watch?v=mSfH2AuhXfw