Dziwny tytuł? Zaraz wszystko wyjaśnię. I wcale nie chodzi mi o to, że większość społeczeństwa jest uzależniona od swojego smartfona. O dziwo, nawet to można przełożyć na prawdę duchową.
Smartfon to skomplikowane urządzenie. Można nim robić wiele wspaniałych rzeczy, jak też czynić zło. Tak jak człowiek, który nie jest ani dobry, ani zły. To on decyduje o tym, jaki będzie przez czyny, które podejmuje. Nie wiem, kto stworzył telefony komórkowe, ale musiał być prawdziwym geniuszem. Zawrzeć tyle różnych funkcji w tak małym urządzeniu? Na szczęście wiem, jaki geniusz stworzył ludzi. Jednak możliwe że w skonfrontowaniu ludzi i smartfonów, ci pierwsi zostaliby sklasyfikowani jako bardziej skomplikowani.
Każdy telefon działa bez zarzutu, kiedy jest naładowany. Ładujemy telefony przez noc, żeby na następny dzień móc z nich korzystać. Od momentu wstania smartfon staje się naszym osobistym asystentem do życia. Co tu dużo mówić, odwala niezłą robotę. Jednak powoli jego bateria się wyczerpuje. Z początku nie jest to zauważalne, ale z czasem stan baterii robi się coraz bardziej krytyczny. Jeśli nie podłączymy telefonu do ładowania, w którymś momencie po prostu się wyłączy.
I tak samo jest z ludźmi. Potrzebujemy ładowania. Musimy mieć czas dla siebie, dla swojej duszy, żeby uniknąć wyłączenia. Bo wtedy już nic nie będziemy w stanie zrobić. I tak, oczywiście moglibyśmy zrozumieć to dosłownie jako codzienne zmęczenie i biologiczną potrzebę snu. Nie o to mi jednak chodzi. Chciałabym, abyśmy skupili się na stanie duszy, na emocjonalnym i psychicznym wyczerpaniu, które przecież w każdej chwili nam grozi.
To wszystko wydaje się proste. Na pewno znacie milion sposobów, jak się naładować. Mogę wymienić kilka: spacer po parku/lesie, rozmowa z ukochaną osobą, wyjście do kina/teatru, czytanie książki, oglądanie filmu/serialu, zabawa z kotem, spoglądanie w gwiazdy, siedząc na ławce przed domem. Na pewno każdy z Was z marszu mógłby wymienić kolejne metody ładowania baterii. Jednak muszę was zmartwić. To wszystko są powerbanki.
Oczywiście, powerbank świetnie spełnia swoją funkcję w naładowaniu telefonu. Kłopot w tym, że szybko się wyczerpuje. I okazuje się, że kiedy po raz piąty oglądamy film, żeby się wyciszyć, to on wcale nas nie uspokaja, tylko wyczerpuje nas jeszcze bardziej. Trzymamy więc w szufladach pełno powerbanków, by ładować się na przeróżne sposoby. Jednak one zawsze się wyczerpią.
Cóż, pozostaje jeszcze prąd, który jest niewyczerpany i nieważne, jak często będziemy podłączać telefon do ładowarki i do prądu, on wciąż tam będzie i za każdym razem naładuje telefon tak samo dobrze. Czym jest prąd w moich metaforycznych rozważaniach? To Bóg. Jest On niewyczerpalnym źródłem ukojenia. Za każdym razem, kiedy mamy niską baterię, możemy zwrócić się ku Niemu, a On naładuje nas na 100%.
Tylko żebyśmy się źle nie zrozumieli. Nie chodzi mi o to, żeby za każdym razem, kiedy czujemy się zmęczeni i przytłoczeni, chodzić do kościoła. Kościół to tylko ładowarka. Owszem, jest nam ona potrzebna, żeby podłączyć się do prądu, ale istnieje bardzo wiele różnych ładowarek. Ładowarką może być modlitwa własna, modlitwa za kogoś, różaniec, koronka. Ładowarką może być nawet przebywanie na łonie natury i zachwycanie się pięknem tego świata, taka duchowa łączność z Bogiem. Może być nią nawet zwykła rozmowa z Nim, nawet kiedy odbywasz ją tylko w myślach. Każde zwrócenie się ku niebu, każda myśl o Bogu to ładowarka, która łączy nas z prądem. To prawda, że niektóre ładowarki ładują szybciej, inne wolniej. Ale każda łączy nas z niewyczerpanym źródłem łaski i siły.
Więc zachęcam was, ładujcie się prądem. On nigdy się nie skończy.
Życzę wam wspaniałego dnia :)